czwartek, 22 czerwca 2017

O pracy naszej słów kilka, czyli jak wspólnie tropimy wilka.

Czasami zdarza mi się wspomnieć na fejsbuku o naszej pracy. Że są delegacje, że jest las, że sobie po tym lesie chodzimy. No ok… Ale w zasadzie, o co chodzi? Od dłuższego czasu to czym się zajmujemy wydaje mi się skrajnie niszowe i stwierdziłam, że nikt nie będzie czytać moich wynurzeń początkującego przyrodnika. Przeciętnego psiarza nie interesuje wilk w lesie tylko kolorowe szelki popularnej marki albo tęczowy szarpak z owczego futra.  Problemy psiego światka są mi nieco obce. Wydaje mi się, że dla czytelnika to, co robię może być kompletnie abstrakcyjne i oderwane od miejskiej rzeczywistości. I zapewne tak jest. Ale dlaczego mam nie wykorzystać tej abstrakcji na swoją korzyść? 


Od 5 lat pracuję w instytucji naukowej zajmującej się szeroko rozumianą przyrodą. Aby dokładnie zrozumieć, czym się teraz z Cleo (tak bardzo wspólnie) zajmujemy muszę opowiedzieć całą historię od początku. O pracę tą bardzo walczyłam cały okres studiów biologicznych, bo zdawałam sobie sprawę z tego, że po biologii ciężko jest znaleźć zatrudnienie w ochronie przyrody albo w nauce (nie mylić z edukacją!). Zawsze gdzieś tam w moim serduszku były psy, ale też inne zwierzęta, głównie dzikie. Szczególną swoją uwagę poświęcałam ptakom oraz dużym drapieżnikom i ich ofiarom. Od początku byłam świadoma tego, że jako kobieta i to bez znajomości trudno będzie mi znaleźć fuchę związaną z dużymi drapieżnikami. Więc skupiłam się na ptakach i zwierzętach kopytnych. 

Nie będę szczegółowo opisywać swoich perturbacji zawodowych, ale po odbyciu miliona wolontariatów, stażu, dostaniu się na jeden doktorat i zrezygnowaniu z niego w trybie ekspresowym udało mi się znaleźć pracę z prawdziwego zdarzenia. Wtedy zwróciłam się w stronę fundacji, aby wreszcie adoptować swojego wymarzonego psa – Cleo. Decyzje podjęłam pod wpływem emocji, ale patrząc z perspektywy czasu widzę, że tak miało być. Gdzieś tam wspólnie z nią szukałam dla nas odpowiedniej drogi. Popełniłam miliard błędów, wielokrotnie próbując aktywności, które nam nie leżały. O pracy węchowej nawet nie pomyślałam. Frustrowałam się tym, że w lesie mój pies traci kontakt z rzeczywistością oraz tym, że często zdarza jej się rozpraszać zapachami dzikich zwierząt. Kiedy rozpoczęłam już swój własny projekt doktorski (własny pomysł, samodzielne wykonanie), który jest skupiony na relacji drapieżnika – wilka - i jego ofiar, zwierząt kopytnych zaczęłam również tropienie wyżej wymienionego drapieżnika. I klops. Ślepa ja, miałam od początku drobny problem z odnajdywaniem wilczych odchodów* w oczywistych miejscach. 

Wilka tropów kilka.
No cóż, człowiek istota ułomna. Kiedyś zwróciłam uwagę na zachowanie Cleo w lesie i… nastąpił chyba największy przełom zarówno w mojej zawodowej karierze zbieracza materiałów badawczych jak i w karierze Cleo, jako psa sportowo – rekreacyjnego. Okazało się, że pies mój rudy, najsłodszy talent samodzielnie poszukuje odchodów zwierząt drapieżnych. Małych, dużych i tych bardzo dużych i złych, które mogą zjeść małego rudego pieska. No tak sprawa oczywista w sumie. Zamiast wytężać wzrok, zapięłam psa na linkę i… pozwoliłam mu robić swoje. Cleo szła jak burza. Wilk? Lis? Łasica? Kuna? Noł problem. I'm a shit master, babe. Zachwytów końca nie było, uzbierałam tyle materiału, że samochód służbowy wietrzyłam przez miesiąc jednocześnie wydając pół wypłaty na odświeżacze powietrza.  

Gdzieś tam miałam pod nosem przeogromny talent, ale nie potrafiłam go wykorzystać, ba!!! W ogóle go nie widziałam błądząc jak dziecko we mgle. Dopiero teraz widzę, że ten pies spadł mi z nieba. Dzięki Cleo udało mi się połączyć hobby z pracą, która jest moją ogromną pasją. Mam plany chyba na najbliższe 5 lat. Obecnie pod okiem Anny Hermińskiej uczymy Cleo, aby szukała tylko odchodów wilków (reszta mi nie jest potrzebna a traci ona swój czas na zatrzymywanie się przy odchodach innych gatunków) a później będziemy ją uczyć odnajdywania w lesie ofiar wilków. To też zostało przetestowane, trupkami również się interesuje, jednego już znalazła. I nie bała się! Mój mały tchórzliwy piesek J rzec można kundel użytkowy! Biorąc pod uwagę to, że ponad 4 lata temu ktoś okrutny wyrzucił ją w worku wraz z rodzeństwem do lasu w wiadomym celu to historia pięknie zatoczyła koło. Z lasu do lasu. Tylko teraz w zupełnie innej roli.


Nie ukrywam, że ten post jest testem. Czy interesuje Was kochani taka tematyka na blogu? Czy chcecie śledzić nasze leśno- wilcze przygody? Zostaw komentarz – będzie mi miło. To ogromna motywacja!

wilczych odchodów – kupa wilcza, kuny, lisa itd. Święty Graal każdego, kto zajmuje się dzikimi zwierzętami. Jest doskonałym źródłem informacji takich jak: dieta, poziom stresu. Dzięki kupie (a raczej DNA, które się w niej znajduje) można zidentyfikować konkretnego osobnika i wiedzieć gdzie i kiedy on chodzi.
 

15 komentarzy:

  1. Super! Kompletnie nie znam się na pracy biologa, ale to co razem robicie jest fantastyczne, tworzycie super duet :) Niszowe tematy przydadzą się w całej tej kolorowej papce na blogach ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah wreszcie coś ciekawego niż te same recenzje, tych samych produktów na pierdylione blogów :D
    Ja będę czytać z wielką chęcią :))

    OdpowiedzUsuń
  3. Wpisy o pracy węchowej i to leśnej byłyby myślę, że nie dość, że ciekawe dla większości, to jeszcze bardzo budującej dla mnie :)
    Po latach pracy głównie z kotami (behawioralnie, prowadzenie hotelu, hodowle pod opieką, posiadam pierwszą kotkę do felinoterapii w okolicy), moje losy jakoś zakręciły się także w okół psów, czego efektem będzie za miesiąc posiadanie posokowca. Będziemy już od małego się szkolić w pracy węchowej...chciałabym pozostać przy lesie (coś w kierunku mantrailingu lub sportowego), ale wiadomo, zobaczymy gdzie poprowadzą nas te cztery małe łapki i co on będzie czuł :) Dążę jednak do tego, że choć obracam się w temacie już dość długo, mało natrafiłam miejsc (nie typowo myśliwskich) skupiających się w okół tego tematu, więc cieszę się, że trafiłam tutaj.
    Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie i Cleo!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli chcesz tropić w lesie to polecam bardziej ratownictwo bo maintrailig robi sie głównie w mieście.

      Usuń
  4. Łooo! Jestem zielona z zazdrości, prace macie świetna!
    Chce więcej!

    OdpowiedzUsuń
  5. Fantastyczna historia, mówię absolutnie szczerze!Pewnie nie zachwyciłaby mnie tak, gdybyś wzięła szczyla rasy tropiącej i od razu uczyła go takiej pracy, ale w takim wypadku - genialna sprawa!
    Chętnie poczytam, mam za sobą cały jeden trening tropienia :P Może wakacje to czas w którym powinnam się tym na serio zainteresować? W końcu mój staruszek nie będzie mi już biegał agi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieki, w sumie to ja sie najzwyczajniej nie spodziewalam takiego obrotu sprawy ;)

      Usuń
  6. Fantastyczne! :D I gratuluję dostania się tam gdzie chciałaś. :) Ogólnie studiowałyśmy w podobnej dziedzinie, może moje studia to nie jest stricte biologia, ale miały bardzo dużo wspólnego. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to czytałam to rosło serce! Jestem po lekturze "Wilków" Wajraka, więc z szukaniem odchodów i trupów zostawionych przez wilki jestem wstępnie zaznajomiona :). Ten post z opisem Twojej pracy i drogi jaką przeszłyście z Cleo jest jednym z ciekawszych jakie ostatnio czytałam na blogach. Świetne, chętnie dowiem się więcej :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miło z Twojej strony :) nastepne posty już nie będą aż tak ciekawe bo czeka nas żmudna robota. Ale jak już przejdziemy do prac terenowych to dopiero się zacznie! :)

      Usuń