Czasami zdarza mi się wspomnieć na fejsbuku o naszej pracy.
Że są delegacje, że jest las, że sobie po tym lesie chodzimy. No ok… Ale w zasadzie,
o co chodzi? Od dłuższego czasu to czym się zajmujemy wydaje mi się skrajnie
niszowe i stwierdziłam, że nikt nie będzie czytać moich wynurzeń początkującego
przyrodnika. Przeciętnego psiarza nie interesuje wilk w lesie tylko kolorowe
szelki popularnej marki albo tęczowy szarpak z owczego futra. Problemy psiego światka są mi nieco obce. Wydaje
mi się, że dla czytelnika to, co robię może być kompletnie abstrakcyjne i
oderwane od miejskiej rzeczywistości. I zapewne tak jest. Ale dlaczego mam nie
wykorzystać tej abstrakcji na swoją korzyść?
Od 5 lat pracuję w instytucji naukowej zajmującej się
szeroko rozumianą przyrodą. Aby dokładnie zrozumieć, czym się teraz z Cleo (tak
bardzo wspólnie) zajmujemy muszę opowiedzieć całą historię od początku. O pracę
tą bardzo walczyłam cały okres studiów biologicznych, bo zdawałam sobie sprawę
z tego, że po biologii ciężko jest znaleźć zatrudnienie w ochronie przyrody
albo w nauce (nie mylić z edukacją!). Zawsze gdzieś tam w moim serduszku były psy,
ale też inne zwierzęta, głównie dzikie. Szczególną swoją uwagę poświęcałam
ptakom oraz dużym drapieżnikom i ich ofiarom. Od początku byłam świadoma tego,
że jako kobieta i to bez znajomości trudno będzie mi znaleźć fuchę związaną z
dużymi drapieżnikami. Więc skupiłam się na ptakach i zwierzętach kopytnych.
Nie
będę szczegółowo opisywać swoich perturbacji zawodowych, ale po odbyciu miliona
wolontariatów, stażu, dostaniu się na jeden doktorat i zrezygnowaniu z niego w
trybie ekspresowym udało mi się znaleźć pracę z prawdziwego zdarzenia. Wtedy
zwróciłam się w stronę fundacji, aby wreszcie adoptować swojego wymarzonego psa
– Cleo. Decyzje podjęłam pod wpływem emocji, ale patrząc z perspektywy czasu
widzę, że tak miało być. Gdzieś tam wspólnie z nią szukałam dla nas
odpowiedniej drogi. Popełniłam miliard błędów, wielokrotnie próbując aktywności,
które nam nie leżały. O pracy węchowej nawet nie pomyślałam. Frustrowałam się
tym, że w lesie mój pies traci kontakt z rzeczywistością oraz tym, że często
zdarza jej się rozpraszać zapachami dzikich zwierząt. Kiedy rozpoczęłam już
swój własny projekt doktorski (własny pomysł, samodzielne wykonanie), który
jest skupiony na relacji drapieżnika – wilka - i jego ofiar, zwierząt kopytnych
zaczęłam również tropienie wyżej wymienionego drapieżnika. I klops. Ślepa ja,
miałam od początku drobny problem z odnajdywaniem wilczych odchodów* w oczywistych miejscach.
Wilka tropów kilka. |
No cóż, człowiek istota
ułomna. Kiedyś zwróciłam uwagę na zachowanie Cleo w lesie i… nastąpił chyba
największy przełom zarówno w mojej zawodowej karierze zbieracza materiałów
badawczych jak i w karierze Cleo, jako psa sportowo – rekreacyjnego. Okazało
się, że pies mój rudy, najsłodszy talent samodzielnie poszukuje odchodów
zwierząt drapieżnych. Małych, dużych i tych bardzo dużych i złych, które mogą zjeść
małego rudego pieska. No tak sprawa oczywista w sumie. Zamiast wytężać wzrok,
zapięłam psa na linkę i… pozwoliłam mu robić swoje. Cleo szła jak burza. Wilk?
Lis? Łasica? Kuna? Noł problem. I'm a shit master, babe. Zachwytów końca nie
było, uzbierałam tyle materiału, że samochód służbowy wietrzyłam przez miesiąc
jednocześnie wydając pół wypłaty na odświeżacze powietrza.
Gdzieś
tam miałam pod nosem przeogromny talent, ale nie potrafiłam go wykorzystać,
ba!!! W ogóle go nie widziałam błądząc jak dziecko we mgle. Dopiero teraz
widzę, że ten pies spadł mi z nieba. Dzięki Cleo udało mi się połączyć hobby z pracą,
która jest moją ogromną pasją. Mam plany chyba na najbliższe 5 lat. Obecnie pod
okiem Anny Hermińskiej uczymy Cleo, aby szukała tylko odchodów wilków (reszta
mi nie jest potrzebna a traci ona swój czas na zatrzymywanie się przy odchodach
innych gatunków) a później będziemy ją uczyć odnajdywania w lesie ofiar wilków.
To też zostało przetestowane, trupkami również się interesuje, jednego już
znalazła. I nie bała się! Mój mały tchórzliwy piesek J rzec można kundel użytkowy! Biorąc
pod uwagę to, że ponad 4 lata temu ktoś okrutny wyrzucił ją w worku wraz z
rodzeństwem do lasu w wiadomym celu to historia pięknie zatoczyła koło. Z lasu
do lasu. Tylko teraz w zupełnie innej roli.
Nie ukrywam, że ten post jest testem. Czy interesuje Was
kochani taka tematyka na blogu? Czy chcecie śledzić nasze leśno- wilcze przygody?
Zostaw komentarz – będzie mi miło. To ogromna motywacja!
wilczych odchodów –
kupa wilcza, kuny, lisa itd. Święty Graal każdego, kto zajmuje się dzikimi
zwierzętami. Jest doskonałym źródłem informacji takich jak: dieta, poziom stresu.
Dzięki kupie (a raczej DNA, które się w niej znajduje) można zidentyfikować konkretnego
osobnika i wiedzieć gdzie i kiedy on chodzi.
Bomba!
OdpowiedzUsuńSuper! Kompletnie nie znam się na pracy biologa, ale to co razem robicie jest fantastyczne, tworzycie super duet :) Niszowe tematy przydadzą się w całej tej kolorowej papce na blogach ;)
OdpowiedzUsuńUfff :)
UsuńAh wreszcie coś ciekawego niż te same recenzje, tych samych produktów na pierdylione blogów :D
OdpowiedzUsuńJa będę czytać z wielką chęcią :))
Dziękuję za miły komentarz :)
UsuńWpisy o pracy węchowej i to leśnej byłyby myślę, że nie dość, że ciekawe dla większości, to jeszcze bardzo budującej dla mnie :)
OdpowiedzUsuńPo latach pracy głównie z kotami (behawioralnie, prowadzenie hotelu, hodowle pod opieką, posiadam pierwszą kotkę do felinoterapii w okolicy), moje losy jakoś zakręciły się także w okół psów, czego efektem będzie za miesiąc posiadanie posokowca. Będziemy już od małego się szkolić w pracy węchowej...chciałabym pozostać przy lesie (coś w kierunku mantrailingu lub sportowego), ale wiadomo, zobaczymy gdzie poprowadzą nas te cztery małe łapki i co on będzie czuł :) Dążę jednak do tego, że choć obracam się w temacie już dość długo, mało natrafiłam miejsc (nie typowo myśliwskich) skupiających się w okół tego tematu, więc cieszę się, że trafiłam tutaj.
Pozdrawiam i trzymam kciuki za Ciebie i Cleo!
Jeśli chcesz tropić w lesie to polecam bardziej ratownictwo bo maintrailig robi sie głównie w mieście.
UsuńŁooo! Jestem zielona z zazdrości, prace macie świetna!
OdpowiedzUsuńChce więcej!
Dzięki :)
UsuńFantastyczna historia, mówię absolutnie szczerze!Pewnie nie zachwyciłaby mnie tak, gdybyś wzięła szczyla rasy tropiącej i od razu uczyła go takiej pracy, ale w takim wypadku - genialna sprawa!
OdpowiedzUsuńChętnie poczytam, mam za sobą cały jeden trening tropienia :P Może wakacje to czas w którym powinnam się tym na serio zainteresować? W końcu mój staruszek nie będzie mi już biegał agi.
Dzieki, w sumie to ja sie najzwyczajniej nie spodziewalam takiego obrotu sprawy ;)
UsuńFantastyczne! :D I gratuluję dostania się tam gdzie chciałaś. :) Ogólnie studiowałyśmy w podobnej dziedzinie, może moje studia to nie jest stricte biologia, ale miały bardzo dużo wspólnego. ;)
OdpowiedzUsuńDzięki :)
UsuńJak to czytałam to rosło serce! Jestem po lekturze "Wilków" Wajraka, więc z szukaniem odchodów i trupów zostawionych przez wilki jestem wstępnie zaznajomiona :). Ten post z opisem Twojej pracy i drogi jaką przeszłyście z Cleo jest jednym z ciekawszych jakie ostatnio czytałam na blogach. Świetne, chętnie dowiem się więcej :)
OdpowiedzUsuńTo miło z Twojej strony :) nastepne posty już nie będą aż tak ciekawe bo czeka nas żmudna robota. Ale jak już przejdziemy do prac terenowych to dopiero się zacznie! :)
Usuń